środa, 8 kwietnia 2015

IVO Italian





Na otwarcie restauracji Ivo Violante czekaliśmy z niecierpliwością, więc gdy tylko przyjechaliśmy do Lublina, swoje kroki skierowaliśmy właśnie tam. Niestety, we wtorkowe popołudnie wszystkie stoliki były zajęte, jednak po paru minutach zwolniło się miejsce. Mogliśmy rozpocząć degustację. 

Restauracja IVO Italian mieści się w samym centrum miasta, w narożnej kamienicy na styku dwóch ulic. Pierwszą rzeczą, którą widać po wejściu, są donice ze świeżymi ziołami oraz suszące się płaty makaronu. Szalenie podoba mi się tutaj wystrój; każdy z elementów, począwszy od płytek, poprzez stare deski, na blatach stołów kończąc jest starannie zaprojektowany. Pomimo wielu stolików i tłumów gości, można znaleźć dla siebie intymną przestrzeń. Z głośników wydobywa się popularna, rozrywkowa muzyka włoska, która jest spójna z ideą miejsca - czy ktoś gustuje w tego typu melodiach to już inna kwestia, ale szczęśliwie nie uświadczysz tu przypadkowej radiowej sieczki.
Zastawa, koperty na sztućce i rachunki także są autorskie, zaprojektowane specjalnie dla tego miejsca. 

Karta jest niedługa, ale wystarczająco rozbudowana, by zaspokoić szeroki wachlarz smaków klientów. Uwzględnieni są zarówno mięsożercy, jak i wegetarianie (a zamawiając jako antipasti deskę włoskich przysmaków, nawet weganin będzie mógł coś dla siebie satysfakcjonującego uszczknąć). Na desce znajdziecie trzy rodzaje mięs, w tym pikantną spianatę, tyleż samo serów (no może cztery, licząc posypkę z parmezanu?); najsmaczniejszą gorgonzolę oraz twardą mozzarellę, której spróbować można też na pizzy. Dodatkowo podawane są też dwa rodzaje oliwek, kapary, suszone i świeże pomidory, sałatka ze szpinaku, rukoli z dressingiem z gruboziarnistą musztardą.
Pizza ma wyjątkowy posmak, który zyskuje dzięki pieczeniu w piecu. Spodziewałam się wprawdzie innego ciasta, bardziej kruchego, jednak sos i świetnej jakości mozzarella z bawolego mleka są absolutnie satysfakcjonujące.
Warto przyjść do IVO chociażby na sam makaron. Robiony na miejscu, świeży, podawany al dente. Pasta, której próbowałam miała świetny, gęsty sos, z którym było na szczęście wymieszane tagliatelle, a nie tylko nim polane. Prezentacja zostawia pewien niedosyt, jednak biorąc pod uwagę, że myślą przewodnią restauracji jest szybkie podawanie i niezobowiązująca atmosfera, można przymknąć na to oko.

Na co oka przymknąć nie można? Na obsługę. Pomimo licznej załogi, jej członkowie są zdezorganizowani. Rozumiem natłok pracy, niemniej kelnerki powinny wyrazić chociaż cień zainteresowania gośćmi. Nie mówię już o ogładzie, której się spodziewałam po tym miejscu, pytań, czy wszystko jest w porządku, o pasji dla jedzenia - ale panie nie są skłonne nawet do uśmiechu, sprawiają wrażenie nieco obrażonych. Zacznijmy od tego, że kiedy weszliśmy do restauracji, przez kilka minut szukaliśmy stolika i nikt nie zwrócił na nas uwagi, nie zaproponował poczekania, aż coś się zwolni, nikt nie wskazał miejsca. Kiedy już znaleźliśmy stolik, kelnerka w korytarzu podała mi do ręki menu... Zamówiliśmy przystawki oraz dania główne, zaznaczając, że przystawki chcemy dostać na początku, co jest całkiem logiczne: najpierw jedna z osób otrzymała przystawkę i danie główne na raz, następnie po około dziesięciu minutach dostaliśmy danie główne, a później kolejną przystawkę, przez co niektórzy jedli, inni sobie mogli popatrzeć. Obsługa całkowicie psuje pozytywne wrażenie.
Kolejnym minusem było to, że prosecco było ciepłe i rozgazowane! Nie wspominając nic o tym, że podano kupaż różowy, o czym również nie zostałam poinformowana; zamawiając prosecco spodziewamy się wina białego, musującego, a różowe jest raczej odstępstwem. 

Podsumowując, w IVO jedzenie jest smaczne bez wyjątku, niezobowiązujące, takie comfort food. Nie jest może czymś zaskakującym, ale za to bez obaw można przyprowadzić znajomych i rodzinę, ponieważ z ogromnym prawdopodobieństwem wszystko, co zamówimy do jedzenia, będzie po prostu dobre i przygotowane ze składników najwyższej jakości.
Liczę na to, że kiedy za jakiś czas ponownie odwiedzę IVO, obsługa poczuje sympatię do swojej pracy i zaprzyjaźni się z gośćmi. A potrawy? Mogą pozostać takie, jakie są. Myślę, że ta filozofia gotowania sprawdzi się w tym miejscu. 



ul. Sztaszica 1 / Zielona 22
Lublin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz